(Cyk)licznie cz. 3

Ostatnio karmię swój umysł literaturą o fotografii typowo dziennikarskiej, była to bardzo przyjemna książka Łukasza Modelskiego "Fotobiografia PRL", a dzisiaj zacząłem "Zdobyć zdjęcie. Moja historia fotografii prasowej" John G. Morris, a jak tak się czyta o dokonaniach naszych rodzimych fotografów w czasach PRL-u czy zagranicznych fotografów w czasach II Wojny Światowej to człowiek pragnie wziąć swoją stałkę 50mm i ruszyć fotografować wydarzenia targające Europą...
Najlepiej gdyby ten obiektyw był podpięty pod Leice (oooo marzenia), a fotograf, czytaj ja, z leicą na szyi znajdował się w samym centrum wszystkich wydarzeń o których nasze dzieci/wnuki będą się uczyły na lekcji historii. 
Nie mam aparatu Leica, moje 50mm mogę zapiąć na moją Nikonoską lustrzankę, a centrum wydarzeń targających światem zamieniam na spacer po własnym podwórku. Co nie zmienia faktu, że latanie z aparatem między zwykłymi ludźmi i zwykłymi codziennymi wydarzeniami przynosi mi radość, a doszukiwanie się w pozornie zwykłych scenach czegoś ciekawego jest bardzo dobrym ćwiczeniem.
Swoją drogą po lekturze wyżej wymienionej "Fotobiografii PRL" człowiek zdaje sobie sprawę jak łatwo jest dzisiaj nacisnąć spust migawki... Panowi z czasów PRL-u mieli zazwyczaj 36 klatek na jednej rolce i kilka rolek na cały zadany im temat. Ja czasami robię 36 zdjęć jednego motywu, oni musieli każde zdjęcie dokładnie przemyśleć, a ewentualne błędy techniczne często były już nie do naprawienia. Magia PS nie istniała, a ciemnia miała swoje ograniczenia. 
Jedno jest pewne dzisiaj trzeba się napracować, żeby stworzyć zdjęcie, które miało by duszę niczym z kliszy analogowej. Jest coś magicznego w fotografii analogowej, czego chyba nikt nie potrafi wytłumaczyć, gdy patrzy się na czarno-białe zdjęcie z jakiegoś starego dalmierza, człowiek od razu wie, że patrzy na zdjęcie stworzone w ciemni.
Kiedyś fotoreporterzy byli ludźmi z głęboką pasją, nie twierdzę, że teraz jest inaczej, ale jak się czyta o pracy ludzi z tamtych czasów to w głowie siedzi tylko, że trzeba mieć jaja, żeby robić zdjęcia tam gdzie wszyscy uciekają. Naciskanie migawki z sytuacji, gdy dookoła strzelają lub biją pałami, to coś czego nie uświadczy dzisiejszy fotograf na rodzimym podwórku. 
Teraz zrobienie dobrego zdjęcia to jedyny czym zawraca sobie głowę fotograf, kiedyś człowiek musiał jeszcze zastanowić się czy dane zdjęcie, dana historia będzie pokazana publiczności. Cenzura, poprawność polityczna zabiła wiele zdjęć, które dzisiaj mogły by zostać klasykami...
Dzisiaj nawet najbardziej szokujące zdjęcie może zostać pokazane światu i zawsze znajdzie się jakiś fotoedytor, które dane zdjęcie zechce pokazać, na łamach swojego pisma, swojej strony itp. Własnie internet to potężne narzędzie, którego kiedyś nikt nie miała. Gdyby nie on to moje zdjęcia oglądała by moja dziewczyny, rodzina znajomi... a dzięki sieci mogę pokazać moje zdjęcia całemu światu. 
Zawsze gdy oglądam statystyki odwiedzin na moim blogu, dziwię się z jakiś części świata ludzie odwiedzają moją stronkę. Naturalnie znakomita większość odwiedzin pochodzi z Polski, a całkiem sporo odwiedzin pochodzi z USA, Anglii, wszystkich krajów Europy zachodniej, a nawet Rosji. Gdyby nie internet nikt z USA nie mógłby zobaczyć wypocin jakiegoś gościa z Polski, a tak... miło mi bardzo. 
Dzisiaj pomaga nam technika, internet, wolność, ustrój polityczny itp. naszym kolegom z czasów PRL pomagało coś bardzo cennego... bardzo mała konkurencja na rynku. W tamtych czasach każdy kto sprawnie posługiwał się aparatem, miał w sobie trochę pasji i wrażliwości na świat mógł z powodzeniem zostać fotografem znanego pisma. Dzisiaj konkurencja jest olbrzymia, a jak patrzę na coroczne World Press Photo to aby zaistnieć w świecie fotoreportażu, trzeba albo delikatnie oszukać historię na zdjęciu, albo zrobić zdjęcie czegoś bardzo szokującego. 
Jak doczekam czasów, w których podróże w czasie będą codziennością na pewno wybiorę się na wakacje w czasy PRL-u. Z Leicą na szyi oczywiście. Tak więc panowie wynalazcy do roboty!!!

Komentarze

Popularne posty